Kaja zwróciła mi uwagę, że dawno nie pisałem o filmach. Tym razem się poprawię i napiszę o filmie, który mnie zaskoczył, o filmie, który mówi prosto o ludziach, o świecie, o miłości, a jednocześnie jest chłopacki. Filmu w którym gra cudowny Sam Neill, trzymający nieustannie formę. Gra też przepięknie Nowa Zelandia …
Hunt for the Wilderpeople.
Obraz Taika Waititi, twórcy “Co robimy w ukryciu” jest niezwykle wnikliwy, normalny, a za razem autentyczny. Czyli da się robić nisko nakładowe cudownie dobre filmy. Całość obrazu okraszona jest zaskakującym humorem, w stylu tekstu “Jak będzie ci ciężko, zjedz psa!”, doskonałą muzyką i powalającą przyrodą Nowej Zelandii, która do złudzenia przypomina polskie krajobrazy. No może poza kilkoma roślinkami.
Waititi buduje obraz opisywanego świata z dużym wyczuciem i niesamowitym dystansem samych bohaterów. Nawet najbardziej kuriozalne sytuacje wydają się być realne i odwrotnie, to co w istocie realne, staje się w rękach reżysera absurdalne. Lekkość z jaką prowadzona jest akcja daje komfort i mimo swojej powagi, zaangażowania tematycznego i trudności tematu, wszak o miłości mówi się najtrudniej, zaskakuje. To co mogło być tragedią, jest przygodą i mimo, że zdajemy sobie sprawę z absurdalności sytuacji, chcemy, aby trwała jak najdłużej.
Fantastyczna obsada aktorska, nie tylko doborowego Sama Neilla, piękne krajobrazy Nowej Zelandii i cudowna muzyka grupy Moniker, dają cudownie spokojny obraz komediowy, wspaniały na niedzielę, doskonały do zastanowienia i pomocny przy zrozumieniu miłości. Ważne jest nie to, co się świeci. Życie jest szorstkie, system absurdalny, ludzie głupi, a i tak wygląda to w porządku, na tle opisywanej historii. Osobiście film bardzo mi się podobał, nawet teraz zamykając oczy widzę bohaterów, piękne krajobrazy, dziką przepiękna przyroda.
PS. Cudowny film, zabawny i świeży, bez ciężkiej, współczesnej popkultury.
_________________
#HuntWilderpeople