Naukowcy z Politechniki Lubelskiej zaprojektowali silnik polskiego wiatrakowca, nie śmigłowca, a wiatrakowca, o nazwie Taifun. Mała maszyna z Warszawy nad morze leci dwie godziny.
I znowu Polacy na niebie!
Wiatrakowiec to kuzyn samolotu. Wirnik, zamontowany na górze, nadaje mu siłę nośną, ale napędzany jest tylko podczas startu, potem kręci się sam. Spełnia więc rolę skrzydeł samolotowych. Wiatrakowiec więc musi nabrać rozpędu, aby się wzbić. Ale za to jest dużo prostszy i tańszy od śmigłowca. Do startu potrzebuje 150 metrów pasa startowego np. łąki. Mieści się w garażu. Co ważne, lotnisko nie musi być zarejestrowane, jak w innych przypadkach.
Silnik wiatrakowca pracuje na benzynie 95 oktan, więc zatankować można wszędzie. Zaletą wiatrakowca jest zwrotność i możliwość wylądowania na bardzo małym kawałku terenu. Główną zaletą pracy w powietrzu jest niska cena. W porównaniu ze śmigłowcem to 10% ceny. Do pilotowania wiatrakowca nie potrzebna jest licencja PPL (Private Pilot Licence). Wystarczy świadectwo kwalifikacji, podobnie jak na samoloty ultralekkie. Licencje robi się tak jak prawo jazdy na samochód.
Tajfun zabiera na pokład dwie osoby /masa startowa – 560 kg/. W sprzedaży będzie już w sierpniu 2017 roku. Koszt, w zależności od wersji wyposażenia, to 127 – 135 tys. euro, czyli 550 – 580 tys. złotych, a używany 1/3 ceny.
PS. Pokryj skrzydła ptaka złotem, a już nigdy więcej nie wzbije się w powietrze.
____________
#Wiatrakowiec