Ziarno prawdy. Wpadła mi do ręki ostatnio doskonała książka i czytam ją, przyznam szczerze, z zapałem neofity i “antysemickim” uśmiechem na ustach. Doskonała powieść sensacyjna, świetnie napisana, z dowcipem jakże mi bliskim i do tego Polska. Mowa o książce pod tytułem Ziarno prawdy – Zygmunta Miłoszewskiego
Ziarno prawdy
Szacki wymiata! Opis oficjalny to “druga część bestsellerowej trylogii o prokuratorze Szackim!”. U nas wszystko jest bestsellerowe, albo kultowe, ale w tym wypadku może to być bestseller. “Wiosna 2009 roku, rozczarowany prokurator żegna się z Warszawą i przenosi się do Sandomierza”. Rewelacyjny opis miasta i ludzi, wspaniałym, kwiecistym językiem, z dużą dozą dowcipu i pomysłem osadzenia w czasie. Miłoszewski zaskoczył mnie totalnie, bo jestem wytrawnym bibliofilem i miłośnikiem sensacji.
Czytałem i czytam wszystko co pojawia się na półkach w księgarni i ma znamiona dobrego pióra. A on w naturalny sposób wtargnął w moje życie i od razu go pokochałem, bo Szacki to swój chłop i ma za skórą niejedno, poza tym ta atmosfera, dulszczyzny, plotki i brudu, to taki powiew Halnego, z mocnym targaniem Orkana. I dalej czytamy “tam spada na niego śledztwo w sprawie dziwacznego morderstwa cenionej działaczki społecznej. Szacki musi zmierzyć się ze ścianą milczenia i medialną gorączką. I z historią, która wydarzyła się przeszło sześćdziesiąt lat wcześniej…” W tak doskonale enigmatyczny sposób to potrafią pisać tylko nasi recenzenci. Dobrze, że to nie jest zachodni film, bo jeszcze tytuł by mu zmienili, na jakiś w stylu “W cieniu synagogi” – błahahahahaha.
Ale, ale, jest też już film “Ziarno prawdy” w reżyserii Borysa Lankosza, z moim ulubionym, ukochanym aktorem polskim Robertem Więckiewiczem, oczywiście w roli Szackiego. O filmie jeszcze nie piszę, bo nie widziałem, ale książka wymiata, śmieję się co chwila do łez i przewracam kartki w oczekiwaniu większej dawki adrenaliny i sensacji. jednocześnie opisy za którymi w większości nie przepadam, wciągnęły mnie doimentnie. Buduję sobie obraz Sandomierza, tego który znam i tego którego w życiu nie wiedziałem i kreuję postaci, a o to w książce przecież chodzi. Wizualizacja przeczytanego tekstu jest podstawą do zadowolenia z dobrej książki i bazą przeżywania jej na nowo, jak kawałek własnej historii. Ta książka wciąga, wciąga na maksa i czyta się sama :D. Na końcu opad szczęki … a cóż za intryga!
PS. Pascha, piękny dzień, Mosze zabiera lunch do parku, siada na ławce i wsuwa. Dosiada się do niego niewidomy, Mosze w świątecznym nastroju częstuje go macą. Niewidomy bierze macę, dotyka ją palcami i mówi “Kto napisał to gówno?”
________________
#ZygmuntMiloszewski